O chłopcu, co się panu sprzeciwił

...Nadchodziła zima, a pan znowu jął wymyślać co by tu zrobić, żeby ludzi jeszcze bardziej pognębić. Pewnego poranka, zaraz po tym jak koguty przestały piać, zajechał do wsi powóz w dwa czarne konie zaprzężony, a w powozie tym siedział sam pan ze swoim wiernym pachołkiem, co to u niego za skrybę robił. Ziemia była rozmiękła po opadach i błoto okrutne na drodze się walało, więc pan nie chcąc zachlapać swoich lśniących butów nie pofatygował się z powozu, a jedynie pachołkowi kazał wysiąść.

I wysiadł pachołek, a ściskał w garści papier jakowyś gęsto inkaustem zapisany. Papier przybił do pierwszej lepszej chałupy, że zrobił to młotkiem, drzwi chałupy się tworzyły stanął w nich Jańcio. Chłopak dwanaście roków liczący o jasnej jak słoma czuprynie i rumianym pysku poplamionym piegami.

— A ty co? — burknął skryba i popatrzył na brudną jak wszystko we wsi koszulinę Jańcia.

— Ano nic — wzruszył ramionami chłopiec — ino tu mieszkom.

— To zabieraj się do domu. — Chłopak nie przestraszył się i stał w progu i patrzył na kartkę.

— A co to za pismo? — spytał.

— Przeczytaj, a nie będziesz mnie się pytał — skryba był coraz bardziej zagniewany, ale Jańcio jakby tego nie zauważał.

— Przecie ja nie umiom czytać.

— Co ty tam wyprawiasz, skrybo!? — rozległ się głos pana, który siedział w powozie, a że nie słyszał rozmowy, to i nudzić się zaczął.

— Ten szczeniak mówi, że nie umie czytać!

— Bo nie umie — potwierdził Jańcio i zrobił ze dwa kroki w stronę powozu, a błotnista szara maź mu się przez bose palce przecisnęła.

— Ale w domu umieją? — indagował pan.

— A gdzie tam by się mieli nauczyć? — zdumiał się chłopiec, bo zawsze mu się wydawało, że taki pan, to przecież musi wiedzieć wszystko.

— To kto we wsi umie czytać? — dopytywał się pan.

— A nikt.

— Skrybo — pan przechylił się przez oparcie powozu — możesz mi powiedzieć w jaki sposób mam egzekwować moje obwieszczenia od ludzi, którzy nie umieją czytać i pisać?

— Nie wiem panie — skryba zrobił krok w tył, jakby się spodziewał, że pan jednak wysiądzie z powozu i go dopadnie. Wina nie była jego, ale pan kiedy się rozsierdził lubił go wybatożyć.